
Ostatnio wiele jest śmierci wokół mnie i we mnie. Czasem mam wrażenie, że śmierć zatacza wokół mnie coraz węższe kręgi. Czy to źle?
Zauważylem przy tej okazji jak wielki jest rozdźwięk pomiędzy moim postrzeganiem śmierci, a tym, jak traktują ją inni. W Polsce, kraju katolickim, wybudowanym na chrześcijańskim fundamencie, ludzie panicznie boją się śmierci. Stosunek do śmierci to jeden z przykładów bardzo ciekawego zjawiska, polegającego na tym, że oficjalnie w coś wierzymy, wydaje nam się, że w to wierzymy, ale podświadomie, odczuwamy coś zupełnie innego. Tak więc ludzie, którzy od najmłodszych lat nasłuchali się o rozmaitych wizjach światełka w tunelu, raju i chórów anielskich, w rzeczywistości traktują śmierć tak, jak gdyby mieli być żywcem zamknięci w trumnie i pogrzebani i trwać tak już do końca świata, stając się placem zabaw dla cmentarnych żyjątek.
Dla mnie śmierć jest piękna. Śmierć to moment, gdy zmęczona ziemskim zamieszaniem dusza zdejmuje znoszone ubranie, którym jest ciało, i układa się do snu. Będzie to piękny sen, błogi i spokojny. Nie będzie w nim zamieszania, nie będzie złych ludzi, nie będzie cierpienia. Dusza zmróży oczka i odpłynie do krainy, w której nie będzie już roztrzęsiona ludzkimi zmartwieniami.
Śmierć jest dla mnie powrotem do snu, z którego przebudziliśmy się przychodząc na świat. Bo przecież już kiedyś nas nie było. I kiedy znów nas zabraknie, świat się nie zawali. Umrę ja. Umrą ludzie, którzy zachowali mnie w pamięci. I w ten sposób przestanę istnieć. Będę jedynie błogo śpiącą duszą, lekko wzdychającą przez sen po ciężko przepracowanych latach na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz