poniedziałek, 15 grudnia 2008

ROK TEMU


To było dokładnie rok temu. Ciężkie, ołowiane chmury, które od pewnego czasu zbierały się nad nami, rozrzedził powiew świeżego powietrza. Pojaśniały. Nagle, niespodziewanie, jeden po drugim, zaczęły się przez nie przedzierać ciepłe promienie słońca.
Spotkaliśmy się na lotnisku. Przyszedł trochę spóźniony. Ja już na niego czekałem. Od razu zobaczyłem go wśród pasażerów wysiadających z autobusu. Samolot trochę się spóźnił. Wreszcie wystartowaliśmy. Najszczęśliwszy tydzień mojego życia, spędzony w moim ukochanym miejscu z osobą, którą kocham najbardziej na świecie. Każdego dnia pojawiały się nowe promyki. Z dala od polskiej rzeczywistości coraz bardziej się otwierał. Nie musiał się obawiać tak, jak tutaj. 
Często, wspominając szczęśliwe chwile z przeszłości, ludzie mówią, że wówczas nie doceniali szczęścia, które było im dane, albo że nie zdawali sobie z niego sprawy. Ja doceniałem. Każdą chwilę, każde spojrzenie, uśmiech, dotyk. Każdy pocałunek. Każde zdrobnienie i pieszczotliwy zwrot, którego użył w odniesieniu do mnie. Doceniałem to. Celebrowałem każdą chwilę. Uwierzyłem w szczęście...na chwilę. Został mi dany tydzień szczęścia, po to, abym mógł bardzo dokładnie i namacalnie poczuć nieszczęście, które miało mnie później spotkać.
Bardzo go kocham.

Brak komentarzy: