
Pewna moja koleżanka, fanatyczka dzieł literatury starodawnej, których - oprócz niej - nikt na trzeźwo nie czyta, jeśli nie musi, opowiedziała mi ostatnio o swojej nowej fascynacji, "La Celestina". Nie będę oczywiście streszczać całej fabuły, ale coś opowiem, bo to ciekawe. Pojawia się tu Calixto, młodzieniec zakochany z wzajemnością w Melibei. Wydawać by się mogło, że szczęście mają jak w banku, podobnie jak wówczas, kiedy my myślimy, że będąc zakochani z wzajemnością, mamy już zapewnione powodzenie. Calixto jednak zachował się "nie po kolei", zbyt szybko poinformował swą wybrankę o tym, co do niej czuje - ominął zatem bardzo ważny etap, w którym on on powinien dawać jej do zrozumienia, że coś do niej czuje, ona zaś winna udawać, że tego nie widzi. Zaskoczona takim rozwojem sprawy Melibea wkurzyła się na Calixta...i tu zaczynają się problemy.
Wydawać by się mogło, że to takie starodawne zasady i modele postępowania, ale czy przypadkiem nie jest tak, że mamy pewne bardzo sprecyzowane oczekiwania co do rozwoju naszych relacji i - nawet jeżeli kochamy z wzajemnością - bardzo mocno trzymamy się naszych wizji i źle przyjmujemy wszelkie odbieżności od nich?
Smutna prawda jest taka, że nie wystarczy, byśmy kochali z wzajemnością. Większym problemem jest to, aby obie strony kochały w ten sam sposób, takim samym rodzajem miłości, tymi samymi wzorami, schematami (choć durnie to brzmi w odniesieniu do miłości), by miały w stosunku do miłości takie same potrzeby i oczekiwania, by nasza miłość nie przerastała lub nie przerażała osoby, którą kochamy. Być może to właśnie jest wytłumaczenie sytuacji, w których oboje partnerów chce dobrze, a mimo to wychodzi raczej marnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz