poniedziałek, 19 stycznia 2009

GDY UMIERA CZŁOWIEK


Zauważyłem, że moje powolne umieranie stało sie dla mnie z czasem źródłem jakiejś masochistycznej przyjemności. Z lubością patrzę jak moi przyjaciele i znajomi obserwują mój upadek, mój rozkład. Jak obserwują proces obumierania mnie we mnie. Przyglądaja się, jak staję się coraz bardziej żałosny, coraz mniej odporny na bezlitosne zamachy losu na moją osobę. Stałem się dziełem sztuki, jednoosobowym spektaklem procesów obumierania, żywą instalacją nieszczęścia. Podziwiajcie mnie! Patrzcie! Oto umieram! Oto padam twarzą na bruk, a moje łzy mieszają się z błotem. Żadnych świętości. Żadnego tabu. Oto ja! Słaby, zrozpaczony, z wypłakanymi oczyma. Oto ja zobojętniały. Beznamiętnie przyjmujący kolejne ciosy. Patrzcie! oto ja, wasz przyjaciel. Zbierajcie się tłumnie i patrzcie jak worek bokserski zrobiony z mojej wyprawionej skury odbija sie od wprawnych pięści nieszczęść, z którymi się zmagam. Skóra już pęka, a zakrwawione wióry sypią się i wdeptywane są w ziemię. Patrzcie! Oto ja.Przyglądajcie sie procesom rozkładu kogoś, kto dawniej był człowiekiem, waszym przyjacielem. Obserwujcie. Spijajcie cierpienie z mojej twarzy i nasyćcie się nim. Oto ja.

Brak komentarzy: